sobota, 8 września 2012

Rozdział 14 O zakładach słów kilka i senny koszmar

Gildia Fairy Tail
           Dwójka magów łapiąc równowagę na drabinie, dość nieudolnie próbowała przyczepić nad wejściem do gildii szyld. Na drewnianej tablicy wypisano wszelkie potrzebne informującje o zakładach. Mogły zostać prowadzone bez obaw, gdyż Natsu leżał w swoim domku w lesie liżąc rany zadane przez Erzę, a Juvia wyruszyła w podróż za Gray'em. Jednak wieszanie tego nie musiało być konieczne, ponieważ i bez tego przed wejściem kłębiła się ogromna kolejka ludzi. Co chwila padały przekleństwa i przeprosiny, ktoś się wpychał do kolejki, ktoś wypadał, jak to w miejscach zakładów. Oczywiście pieczę nad wszystkim sprawowała jedyna nadająca się do tego osoba, pomysłodawczyni i oficjalny bukmacher gildii - Cana.
           Teraz za jej plecami nie było trzech tablic z imionami chłopców, obecnie cała ściana Fairy Tail składała się z wielkiej tablicy przedzielonej w połowie. Każdy kto odważył się coś postawić(czyli wszyscy w Magnolii, którzy ukończyli szesnaście lat) otrzymywał kolorowy los, a Mirajane dorysowywała kolejną kreskę na tablicy. Po obu jej stronach było ich mniej więcej tyle samo.
           Przez całą tę szopkę oraz kolejkę próbował przepchać się mały chłopczyk. Miał do przekazania bardzo istotną wiadomość, zleconą mu przez samą Panią Szef. Niestety, ciągle był przez kogoś wypychany i przeganiany, bo jak wiadomo, ludzie w takich miejscach zmieniają się w zwierzęta. W końcu jeden z magów zlitował się i wprowadził małego do środka.
           - Co ty tu robisz Romeo?! - wydarła się zza biurka zbudowanego na szybko z beczek Cana - Miałeś siedzieć na stacji i pilnować pociągów! - Ze złości pociągnęła łyk z butelki. Przez wzgląd na stojącą za nią Erzę musiała się pilnować.
           - Ale ja właśnie w tej sprawie. Lucy i Gray wracają. Będą tu za mniej niż godzinę.
Na moment w całej Magnolii zapanowała cisza. Dźwięk kufla spadającego na ziemię i turlającego się brzmiał jak wystrzał.
           - Chować wszystko! Gołąbki wracają! To nie są ćwiczenia. Powtarzam, to nie są ćwiczenia!
           Wszyscy zaczęli pośpiesznie opuszczać gildię. Ludzie taranowali siebie nawzajem próbując jak najszybciej się ulotnić. Wielka tablica została po długich próbach odczepiona od ściany i pomniejszona. Wrzucono ją do magazynu za puste beczki. Szyld, który w końcu został przymocowany, zdarto w pośpiechu łamiąc go na pół. Ze sklepu z pamiątkami zniknęły rzeczy podpisane Nalu i Graylu. Miniaturowe figurki przytulającej się się pary zostały pośpiesznie schowane pod ladę. Ludzie w pośpiechu przebierali się z koszulek ze swoimi paringami.
           Przed gildią w pośpiechu sprzątano bałagan zostawiony przez ludzi. W środku natomiast zagarniano do magazynku wszystkie pozostałości. Wyrzucono na podłogę kilka petów, by wszystko wyglądało bardziej naturalnie. Dorzucono do tego kilka pustych butelek i beczkę. Po chwili jednak zostały roztrzaskane, podobnie jak jedna z ław. Pod sufitem przyczepiono kilka ubrań, w większości damskiej bielizny. Gdzieś rzucono kartony po chrupkach i napojach. Ktoś próbował złapać Max'a i wsadzić mu miotłę w tyłek, jednak mag nie dawał za wygraną i ciągle uciekał. Mistrz uderzył paru ludzi, by stracili przytomność i wyglądali na pijanych, ewentualnie skacowanych.
           Po mieście rozszedł się w końcu gwizd. Maszynista puścił sygnał ostrzegający o przyjedzie pociągu za dziesięć minut. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Udało im się. Nikt nie zorientuje się, że przed chwilą odbywały się tu zakłady.
~Gray~
Znowu ta półka skalna i dziewczyna patrząca na zachód słońca. Ten sen się ode mnie nie odczepi?! Już chyba wolałem stare koszmary z Erzą.
           - Kimkolwiek jesteś i gdziekolwiek jesteś odnajdę cię. Choćbym miała walczyć ze stadem chimer i demonów, pokonać wszystkie magiczne gildie tego świata i choćbym miała zginąć odnajdę cię.
A teraz na złość przerwiesz. Po co mnie do cholery szukasz?! Przedstaw się chociaż! Chcę wiedzieć z kim mam walczyć. Trzeba znać swojego wroga.
           - Spadkobierco Wskazówki. Jakem Ialla Bustierov.
Żarty sobie stroisz?! Ialla nie żyje! Widziałem jak spada na nią budynek! I nie mam tej cholernej wskazówki! Zaginęła w gruzach domu, może nawet została zniszczona. Daj mi spokój! Ostatni raz widziałem ją dwanaście lat temu…kiedy pokazał mi ją ojciec.
           Nagle przestałem tylko widzieć scenerię. Teraz stałem tam jakbym był duchem. Widziałem wszystko, ale nikt nie widział, ani nie słyszał mnie. Nie mogłem też niczego dotknąć. Po prostu unosiłem się w powietrzu kilka metrów nad ziemią.

Znów widziałem Isbin. Takie samo jak przed atakiem Deliory. Aptekarz kłócił się ze swoją żoną. Piekarz próbował zakraść się do żony dentysty. Pani Spez częstowała dzieci rogalikami. Honev układał lizaki na wystawie. Normalne, szczęśliwe życie.
           - Dziękujemy pani Spez.- powiedziały jednocześnie dzieci. Teraz dopiero spostrzegłem, że to chłopiec i dziewczynka. A u nogi dziewczynki był…
           - Trevor! Choć, idziemy!
No tak. To jedno z moich wspomnień. A ta dziewczynka to Ialla. A więc ten chłopiec to pewnie ja.
           - Po co go wołasz? I tak pójdzie za tobą. - odpowiedziała młodsza wersja mnie.
           - Dla pewności. Wiesz, braciszku. Nigdy nie wiadomo kiedy odezwie się w nim bunt.
           - Od kiedy jesteś taka mądra?
           - Odkąd nauczyłam się uciekać służkom i niańkom.
           - Ja cię tego nauczyłem!
           - Twój wysiłek nie poszedł na marne Panda.
           - Ugh, mówiłem ci! Nie mów do mnie Panda! Mam na imię…
Po mieście rozszedł się mrożący krew w żyłach ryk.
Nie mówcie mi, że to jest TO wspomnienie. Tylko nie to! Nie zniosę tego! Nie chcę oglądać tego kolejny raz.
           Zasłoniłem oczy dłońmi, by nie musieć tego widzieć. Jednak coś było nie tak. Odważyłem się je otworzyć.
           - Szybko, uciekajcie! - krzyczała mama.
           - A co z tobą?
           - Poradzę sobie! Ratujcie siebie! Już, biegnijcie!
Mały ja razem z Iallą wybiegł z domu. Na jej ramieniu siedział Trevor i odstraszał ludzi swoim szczekaniem. ”Ja” widział jej łzy. Nie mógł ich znieść, ale ryzyko było zbyt wielkie. W końcu stało się. Ialla się podknęła i upadła na chodnik. Choć szybko się pozbierała, to spadł na nią budynek. Miała szczęście, nie przygniótł jej, jeszcze. Ale nie mogła stamtąd wyjść. Wiem to, bo próbowałem ją stamtąd wyciągnąć.
           - Uwolnię cię! Poczekaj.
           - To nic nie da! Pójdę do góry i spróbuję wyjść oknem w dachu!
           - Dobra. Poczekam tu.
           - Nie! Idź stąd bo nie przeżyjesz! Biegam szybko, dogonię cię. - Mały ja stał tam niezdecydowany. Nie chciał jej opuszczać. W końcu zebrał w sobie odwagę i spróbował zaufać swoim bogom. Niestety na daremno.
           - Trevor, jesteś spadkobiercą Eon'ów prawda? Zajmij się nią! Nie pozwól jej umrzeć! - odwrócił się i ze łzami w oczach pobiegł dalej. Kiedy prawie minął miasto stracił przytomność po uderzeniu belką. Leżał tak w śniegu, pogodzony z nadchodzącą śmiercią zamykając oczy.

           - Widziałeś to, prawda? Byłeś tam. – mówił żeński głos. Odwróciłem się w Jej stronę. Stała tyłem do mnie. Już nie miała na sobie taj dziwnej szaty.
           - Znałeś mnie, tylko tyle wiem. Niestety, ja ciebie nie mogę zobaczyć. Przebiegły jesteś. Wiesz, że Wskazówka nie pozwala Zobaczyć swojego właściciela.
           - Nie wiem nic o Wskazówce! Nawet jej nie mam!
           - Kłamiesz! Nie spotkalibyśmy się, gdybyś jej nie miał.
           - Nigdy się nie spotkaliśmy! Jesteś tylko koszmarem sennym! Zmorą! Niczym więcej!
           - Sam wiesz, że to nie prawda. I niedługo mam zamiar cię spotkać. Czekaj na mnie. W końcu dowiem się kim jesteś.
           - Powiedz kim TY jesteś!
           - Ialla Bustierov. - odparła po długiej chwili.
           - NIE JESTEŚ NIĄ! ONA NIE ŻYJE! - krzyczałem jak opętany. A Ona tylko się śmiała.
           - Do zobaczenia wkrótce.

           - Nie! - krzyknąłem i rozejrzałem się. Nie byłem już w tej dziwnej próżni. Znowu znajdowałem się w pociągu. I znowu zaczęła mnie boleć głowa.
           - To tylko sen.
           - Nie drzyj się tak. Miałam nadzieję jeszcze poooospać – mruknęła obok mnie Lucy. Nie udało jej się stłumić ziewnięcia.
Ciekawe czy zauważyła, że podwinęła się jej spódniczka.
           - Przepraszam. Po prostu znowu miałem zły sen. - spuściłem głowę zawstydzony.
           - Opowiedz go w takim razie. Z doświadczenia wiem, że to pomaga.
           - Nie w moim przypadku. Patrz już dojeżdżamy!
           - Faktycznie. - powiedziała jeszcze zaspana.

***
~Lucy~
           Szliśmy razem przez miasto. Było tu jakoś dziwnie. Tak jakby pusto…i cicho. Jakby to nie była Magnolia. Ludzie niby byli na ulicach, ale jednocześnie jakby ich nie było. Patrzyli wszędzie tylko nie na naszą dwójkę. Jakieś dziecko chciało podbiec w naszą stronę, ale matka błyskawicznie zbeształa je za to. O co chodzi? Jest jakaś zaraza czy co? W końcu dotarliśmy do gildii.No takiego bałaganu to ja nigdy tu nie widziałam.
           - Witajcie z powrotem! - krzyknęła zza baru Mira.
           - Cześć Mira! Co tu się stało?
           - A, mieliśmy małą imprezę i ciut wymknęła się nam spod kontroli. - powiedziała z uśmiechem.
Ciut? Imprezę? Raczej pogrom! Niektórzy jeszcze leżą pijani!
           - Lucy, dlaczego Gray wymiotuje? - spytała Cana ze swojego stanowiska przy barze.
           - Wyczyścił barek naszego zleceniodawcy.
           - Ty zboku! Upić się pamiętałeś, ale żeby mi coś przywieść to nie?!
           - Ciszej, błagam. Mam coś dla ciebie. - wyciągnął z torby butelkę Whiskey. Cana błyskawicznie mu ją wyrwała i zaczęła pić.
           - Jak coś dla mnie zrobisz to dam ci więcej.
           - Mam się rozbierać?
           - Nie.
           - Umowa stoi.
Oddalili się gdzieś razem. Gray cały czas się zataczał.
           - Biedak, nigdy nie miał nadzwyczaj silnej głowy. Zawsze odpadał drugi albo trzeci na urodzinach Cany.
           - A kto odpadał pierwszy?
           - Erza. Traci przytomność po jednym jednym kieliszku.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakoś złapała mnie inspiracja. Nie wiem jednak jak będzie z kolejnymi rozdziałami. Teraz mam dwa tygodnie sprawdzianów. Nauczyciele nie mają litości. 
Leave comment please.

6 komentarzy:

  1. Dlaczego taki krótki?!
    Kocham cię i wgl. ale mogłabyś pisać dłuższe rozdziały.! Wenyy życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. "To nie sa cwiczenia. Powtarzam to nie sa cwiczenia" - genialne ;D;D .. W dodatku opis jak to wszystko sprzatali robiac balagan hahaha .. GENIALNE!!
    wybacz ze sie powtarzam :D
    mam nadzieje ze szybko dodasz kolejne rozdzialy ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział był świiiieeeeetny! Uśmiałam się do bólu, nadzadaniem z angielskiego...=='. Iguś, ty piszesz, jakbyś naprawdę była członkiem Fairy Tail! Ialla dręczy Gray'a, co? Mam nadzieję, że wkrótce się spotkają... Nom... Czekam z utęsknieniem na następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział - fantastyczny! Popłakałam się ze śmiechu ^^
    Czekam na kolejną notkę i zapraszam do mnie na kolejny rozdział ;D
    pozdrawiam! =]

    OdpowiedzUsuń
  5. Yeah! Me modlitwy zostały wysłuchane! T^T Nowy rozdział! ^^ Uśmiałam się jak nigdy, mimo iż mój stan jest teraz... Zostawiam to bez komentarza ==" No nic... Genialne! Cudowne! Jeden z najlepszych rozdziałów jakie napisałaś! Mówię szczerze! Wiele rzeczy się wyjaśniło. Bynajmniej wiem już, że moje przypuszczenia względem Gray'a okazały się słuszne. Tak myślałam, że on posiadał wskazówkę, jak i nadal jej nie posiada. A czym ona mogłaby być... Cóż nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że jego wisiorek nią jest. Tak przynajmniej myślę ;p
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Misaki (Nikushimi Kirai)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic sensownego tu nie napiszę, bo głowa mnie boli jak niewiem, ale siły mi starczyło, żeby przeczytać ten rozdział i stwierdzam, że jest świetny. Gray i jego układy z Caną, wielkie bałagano-sprzątanie... Po prostu niesamowite. Wracam do moich katuszy.

    OdpowiedzUsuń